Choć ostatnia reforma edukacji była dla mnie trudna do przeżycia, to jedno w tym bałaganie okazało się wspaniałe: Lista proponowanych lektur szkolnych. Niektóre znikły z listy ( i dobrze im tak), pojawiło się wiele nowych. Niektóre pozostały i trudno byłoby mi się z nimi rozstać. A te nowe cieszą bardzo. Bo świat się zmienia. Bo o wartościach można mówić w różny sposób. Bo czasem warto sięgać po nowe.
Słucham moich uczniów, słucham rodziców, którzy razem ze swoimi dziećmi czytają książki. Rodzice potrafią wymienić tytuły i powiedzieć, które książki zapadły im w pamięć. Uczniowie na na zajęciach relacjonują, opowiadają i dyskutują. Zachwycają się. Dowiadują się wielu ciekawostek. Śmieją się i podziwiają. To dowód na to, że lektury szkolne nie takie straszne.
Teraz czytamy "Rany Julek..." Agnieszki Frączek. Poznajemy sylwetkę Juliana Tuwima. Mały Julek był dzieckiem żywym. Posiadał wiele zainteresowań, które wcale nie wskazywały na to, że zostanie poetą... Miał swoje bziki... Uwielbiał gady... I co jeszcze? Przeczytajcie sami.
Lektury szkolne wcale nie są takie straszne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz